W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w pięknym parku otaczającym zameczek w Krokowej. Wśród delikatnie szumiących konarów drzew można było usłyszeć śpiew ptaków. Uwielbiam to. Zamykam oczy i przenoszę się do innego świata. Bajka…
Pozdrawiam
W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w pięknym parku otaczającym zameczek w Krokowej. Wśród delikatnie szumiących konarów drzew można było usłyszeć śpiew ptaków. Uwielbiam to. Zamykam oczy i przenoszę się do innego świata. Bajka…
PozdrawiamWczoraj w moim rodzinnym mieście odbył sie jarmark. Choć często na podobnych bywałam, wczoraj moja obecność była na innych zasadach.
Dzięki Agnieszce i Ani mogłam wystawić swoje prace. Jupi:) Miałam tydzień na przygotowanie się do jarmarku, więc prac nie miałam wiele, ale… Nawet nie wiecie jak się cieszyłam. Cały dzień miałam motylki w brzuchu. To było moje 5 min.
Pogoda była cudowna, upał, 100 stopni w słońcu. I choć ludzie smażyli się z pewnością na plaży, było bardzo fajnie. Kawka mrożona, ciekawe rozmowy..Poznałam kolejną kreatywną duszyczkę Kuelę, przesympatyczna osóbka.Cały czas jestem podekscytowana. Super!!!
A to foto relacja z jarmarku.
Dwie i pół godziny ustawiałyśmy nasze skarby, spakowanie zajęło nam 10 minut:)
Jeszcze raz dziewczyny Dziękuję Wam z całego serca!
Zacznę od końca. Już się chwaliłam, że chodzę na warsztaty prowadzone przez Anię i Agnieszkę. Jest cudownie, a technika decoupage to niesamowita radość i studnia możliwości. Może od idealnie wykonywanych prac dzieli mnie kosmos, ale i tak jestem szczęśliwa i będę się chwaliła. Ozdobiłam kilka przedmiotów i obdarowałam nimi rodzinę i znajomych. Oczywiście kilka prac zostało jeszcze u mnie, ale wiem już gdzie znajdą nowy dom. Wszystkie możecie zobaczyć TUTAJ.
Chciałam się również pochwalić wygraną w candy. Do tej pory nie wierzyłam w cuda, ale jednak się zdarzają. Do tego, dostałam dodatkowo jeszcze jedną książkę-niespodziankę z wariacjami serowymi. I jak ja mam wyjść z kuchni. Sosy są moim konikiem kulinarnym teraz powiększy się moje menu i to bardzo. Joasiu dziękuję Ci gorąco. Przy okazji zapraszam na jej bloga – warto.
A teraz o klonowaniu…
Wiem, że to kontrowersyjny temat, a w szczególności jeżeli mówimy o klonowaniu ludzi.
Mimo wszystko niektórych powinno się powielać. Dzisiaj dostałam przecudowne wisiorki ze zdjęciem Audrey Hepbern. Uwielbiam tą kobietę i uważam, że jest najpiękniejsza na świecie. A sklonowałabym Monikę. Ta dziewczyna jest niesamowita. Prawdziwy robot, tyle, że z duszą, sercem i to ogromnym. Jest pomysłodawczynią wspaniałych akcji jak Artyści Dzieciom, Uwolnij pocztówkę. Prowadzi bloga kulinarnego, z pracami, opowieścią i codziennością. Gotuje, szyje, lepi, remontuje, organizuje kiermasze i Bóg wie co jeszcze robi. Wiele razy zastanawiałam się, kiedy sypia – twierdzi, że i na to znajduje czas.. ale jakoś jej nie wierzę.
Monika jest moim Aniołem – dopalaczem. Dzięki niej i przez nią zaczęłam na nowo lepić anioły, szyć maskotki. Do tego namawia mnie na wydanie książki. I najgorsze jest to, że nie potrafię jej odmówić. Mam wrażenie, że zawiodę ją i siebie. Poza tym włożyła we mnie tyle swojego czasu, który mogłaby spędzić na wylegiwaniu się z koktajlem na słoneczku. Niestety nie poznałyśmy się osobiście, ale mam wrażenie, że mogę powiedzieć jej o wszystkim. Przy okazji - Moniko zapraszam:)
Trudno uwierzyć, że istnieją ludzie kochający ludzi – i to na tej planecie. Bezinteresowne obdarowanie obcej osoby i zadowolenie z radości innych jej wystarcza. Niesamowite. Monika Aniołowa – bo tak nazywamy ją z moim mężem, jest człowiekiem, którego powinno się naśladować i tu ośmielę się stwierdzić – klonować. Nasz świat potrzebuje takich ludzi. Niesamowite…
A to wisiorki, a że nie wiedziała, który mi się podoba, dała mi oba. Niesamowite.. i tego słowa będę nadużywała.
Jest jeszcze kilka osób, które bym sklonowała, ale….
A czy Wy poznaliście kogoś takiego?? Bardzo jestem ciekawa – piszcie koniecznie.
Pozdrawiam
Okolica w której mieszkam jest cudowna. Często jeździmy z rodzinką podziwiając piękne widoki.
Pogoda nas rozpieszcza cały długi week, wiec…Wczoraj po obiedzie rzuciliśmy łopaty i grabie w kąt i pojechaliśmy nad morze. Często tam spacerujemy z pieskiem, napawając się zapachem, promieniami słońca, szumem fal i piaskiem pod stopami. Uwielbiam to miejsce, jest inne niż wszystkie plaże. Piękna rzeczka wpływająca do wielkiej wody. Małe wysepki i wielkie kałuże w których pluskają się dzieci. Chowając się przed palącymi promieniami, lubię usiąść w cieniu drzew, rozkoszując się zapachem jaśminu i słuchając śpiewu ptaków, nad brzegiem rzeczki. Swoją drogą, nie mam pojęcia skąd w środku lasu wziął się jaśmin. Ale połączenie tego zapachu z zapachem konwalii… Poezja. Wszystkie zmysły szaleją, rozrywając duszę.
Ta wycieczka była wyjątkowa, ponieważ Labusia po raz pierwszy sama i bez przymusu weszła do wody. Szalała wśród fal usiłując je złapać:) Piękny widok, biorąc pod uwagę fakt, iż labradory kochają najbardziej na świecie wodę (i ludzi oczywiście), a Laba NIE. Kąpiel naszej pupilki zawsze kończyła się katastrofą. W jeziorze, morzu czy pod prysznicem, przeżywałam katorgi. Jedyna woda jaką uznaje to ta w misce lub w donicach ogrodowych.
Do wczoraj:) – i mam nadzieję, że tak już zostanie.
A to zdjęcia z weekendowej wyprawy.Pozdrawiam